Wykład Prof. dr hab. Roberta Piłata (UKSW)
24 listopada 2022 roku
Dialektyka i paradoksy tożsamości
(skrót wykładu)
Określamy swoją tożsamość odpowiadając na pytanie: Kim jestem? Czasem udzielamy odpowiedzi, o których wiemy, że są częściowe. lecz nie sprawia to nam kłopotu: jestem nauczycielem, jestem klientem, jestem osobą w średnim wieku. Zawód, funkcja społeczna czy wiek określają mnie w sposób, który potrafię zdefiniować, a jeśli teraz nie potrafię, to mogę polepszyć swoją wiedzę i refleksję, uzyskują większą jasność na temat tego, co znaczy być nauczycielem, klientem itd. Inaczej rzecz się ma z takimi określeniami jak: Polak, mężczyzna, katolik. Określenia te trzeba zinterpretować. Po pierwsze, nie mają dokładnie tej samej treści dla wszystkich. Po drugie, nie wiem, co będzie znaczyło odniesienie ich do mnie samego. Jest się Polkiem czy mężczyzną całkowicie, a nie w jakiejś części. Ale to określenie „całkowicie” jest dziwne, ponieważ jest się wieloma takimi rzeczami całkowicie. Wiedza o własnej tożsamości oznacza umiejętność interpretacji i odniesienia do siebie wielu określeń częściowych i całkowitych.
Tożsamość ma również wymiar czasowy, służy do wiązania przeszłego, obecnego i przyszłego doświadczenia w ciągły strumień. Ale co jest istota tego strumienia? Można by sądzić, że jest to dzieło świadomości, mianowicie pamięci, uważności i antycypacji. Ale związki pomiędzy nimi są bardzo trudne do wyjaśnienia. Kiedy Marcel Proust pisze w swoim wielkim dziele o poszukiwaniu utraconego czasu, to nie ma na myśli tylko pamięci. Przypominanie sobie to tylko część jego pracy; jej istotą jest uobecnianie czyli włączanie przeszłości w teraźniejszość tak, by mogła w niej działać. Ale w tym celu trzeba wykryć wzorce własnego działania i odczuwania łączące przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Jest to poważna praca samowiedzy, dzieło rozumu, nie zaś naturalna ciągłość przysługująca nam tylko dlatego, że jesteśmy obdarzeni świadomością.
Ponieważ rozpoznawanie własnej tożsamości wydobywanie jej z ciągłości doświadczenia jest pracą i do tego twórczą, nie może dziwić, że szukamy dróg na skróty. Nie mając talentu i wytrwałości Prousta, a potrzebując tego, co on, osiągamy swój cel raczej przez utożsamianie się z czymś: ze wspólnotami, funkcjami, cechami; staramy się określić przez czyny i osobiste historie. Utożsamienia te nie mogą być, rzecz jasna, dowolne, steruje nimi subiektywne poczucie tego co ważne. Poczuciem tym steruje natomiast pewna dialektyka własnej unikalności i połączenia z innymi. Szukając tożsamości szukamy siebie, lecz jednocześnie nie chcemy znaleźć się w więzieniu siebie. Szukamy unikalności w związkach, a nie ontologicznej izolacji. Inaczej mówiąc tożsamość zewnętrzne (utożsamienie) i wewnętrzna (stabile powiązanie własnego życia i doświadczenia) pozostają w stałym napięciu. Dialektyka ta łatwo prowadzi do paradoksu: Im więcej utożsamień tym więcej związków i tym mniej tożsamości ze sobą. Im większy upór w podkreślaniu wewnętrznej tożsamości, tym większa staje się izolacja, słabną związki, a zatem per saldo osłabia się poczucie tożsamości.
Na tle tego paradoksu nie może dziwić, że tożsamość związana jest z podwójnym i niejako rozbieżnym lękiem: przed utratą własnej indywidualności (anonimowością) i przed utratą związków z ludźmi, pozycji w społeczeństwie i świecie w ogóle. W tradycyjnych społeczeństwach dialektyka izolacji i anonimowości utrzymywana jest w równowadze za pomocą wielu instytucji, rytuałów, norm regulujących zachowanie. Jednak we współczesnym świecie prawie nikt nie jest w stanie spędzić życia w w otoczeniu zapewniającym taką równowagę. Powstaje, opisane przez Zygmunta Baumana, zjawisko płynnej tożsamości; przemieszczając się z kontekstu w kontekst, przyjmuje się różne tożsamości. Ponieważ sama zmienność współczesnego życia nie jest regulowana żadnymi normami czy instytucjami, przechodzenie od jednych tożsamości do innych jest również pozbawione reguł. Tożsamość zmienia się nieustanie w nieustnie zmiennym świecie. Nie ma jednak pewnego sposobu na dostosowanie jednej dynamiki do drugiej. W tej sytuacji powstaje nowe źródło lęku i nowe metody jego kompensacji. Współcześnie odnotowuje się wzmożenie aktywności najróżniejszych ruchów i postaw tożsamościowych. Coraz chętnie manifestuje się silne tożsamości, separując się od innych tożsamości. Uzyskuje się w ten sposób zredukowanie lęku przed płynności, nieokreślonością samego siebie, ale paradoksalnie wzmaga się inny lęk: przed innością.
Wewnętrznym odpowiednikiem zjawiska silnych tożsamości są systemy silnych przekonań. Przekonania przestają być instrumentami prawdy – o wiele bardziej służą sprawie tożsamości. Silne przekonania są jednak na ogół bardzo słabo uzasadnione, ponieważ im silniejsze przekonanie tym silniejszego wymaga dowodu, a trudność tego zadania rośnie wykładniczo w miarę siły przekonań. Powodem jest to, że silne przekonania opierają się na tak wielu założeniach, że nie sposób ich wszystkich sprawdzić. Drugą cechą silnych przekonań jest antagonizacja: współczesny dyskurs społeczny jest konfliktogenny, nastawiony na konfrontacje, walkę i zmierzający do pozycji skrajnych (polaryzacja). Trzech cechą zarówno silnych przekonań jak silnych utożsamień jest praktyczna niemożliwości odniesienia ich do siebie i swoich najbliższych. Kiedy próbuje się to konsekwentnie czynić dochodzi się prędzej czy później do fundamentalizmu ze wszystkimi złowieszczymi konsekwencjami. Z punktu widzenia tożsamości fundamentalizm otworzy kolejny paradoks. Przyjmowany jako narzędzie osiągania wewnętrznej tożsamości, w istocie nie ma wewnętrznego ugruntowania, a jedynie zewnętrzne.
Jedną z konsekwencji płynnej tożsamości jest odwlekanie decyzji tożsamościowych. Wybór wykształcenia, zawodu, momentu założenia rodziny odwlekane są na nieokreśloną przyszłość. Człowiek uczy się żyć w swoich możliwościach, bez faktycznych realizacji. Mamy tu poniekąd praktyczne zaprzeczenie tezy Sartre’a o nieuniknionym wyborze. Okazuje się, że płynna rzeczywistość pozwala na przeciąganie momentu wyboru, aż stanie się on nieaktualny i wyłania się wybór kolejny itd.
Długa tradycja filozoficzna stoi za przekonaniem, że jedyną drogą uniknięcia paradoksów tożsamości jest rzetelna samowiedza. Samowiedza polega na tym , że wie się jakie własności, czyny i dyspozycje wolno sobie przypisać i jaka jest związana z nimi odpowiedzialność. W odpowiedzialności człowiek potwierdza swoją samowiedzę, jest to test przyznawania sobie owych własności, autorstwa czynów i dyspozycji. Okazuje się jednak, że i samowiedza przeniknięta jest aporiami. Im bardziej staramy się ją uzyskać, tym bardziej umyka, a jest tak dlatego, że w samowiedzy nie wystarczy opisać siebie tak, jak opisuje się przedmiot, chodzi tu też o wiedzę, że cały ten opis jest właśnie o sobie. Tego jednak nie sposób się dowiedzieć. Kiedy ktoś stwierdza: „[Ja] sądzę, że [ja] jestem A”, to pierwsze Ja (w zdaniu nadrzędnym, ma inne znaczenie niż drugie „ja”. Pierwsze jest podmiotem mówienia, drugie obiektem, o którym się mówi. Jeśli pierwsze zdanie rozwiniemy w postaci jakiegoś opisu, by wyjaśnić, co znaczy „sądzę”, to zaczniemy mówić o owym pierwszym Ja, jak o przedmiocie. Wtedy staniemy przed kolejną zagadką: Kto teraz mówi. Istotne mówiące myślące Ja nigdy nie pojawia się w pełni. Amerykański logik Hector Neri Castaneda, który poszukiwał poprawnej logicznej interpretacji zdań, w których mówimy o sobie, doszedł do wniosku, że istotne Ja występuje zawsze „w przebraniu”, wyrażają go różne opisy, ale nie da się zredukować do żadnego z nich.
Aporie samowiedzy mają nie tylko charakter logiczno-semantyczny, lecz dotykają wielu rejestrów samoodniesienia: oceny samego siebie, wiedzy o własnych uczuciach itd. Trzynaście takich aporie samowiedzy opisuję w książce pod tym właśnie tytułem Aporie samowiedzy. Nieuchwytność relacji do samego siebie sprawia, że możliwe jest manipulowanie samym sobą: dwie sprzeczne interpretacje samego siebie (np. sensu własnego działania, intencji, przekonania itd) mogą być bowiem argumentacyjne równoważne, a przez to można przeskakiwać od jednej do drugiej. Pewną odmianą samo manipulacji jest również hipokryzja.
Badane przy psychologów struktury Ja, mogą służyć jako stabilizacja samowiedzy, a co za tym idzie, tożsamości. Nawet jeśli czyste Ja pozostaje nieuchwytne, to przecież u prawidłowo rozwijających się osób dochodzi do znacznego przybliżenia. Dochodzą tu jednak do głosu dodatkowe mechanizmy dynamiczne, które można nazwać wyczerpywanem się Ja. Roy Baumeister broni tzw. wysiłkowego modelu Ja, w którym Ja jest czynnym integrowaniem różnych zasobów danej osoby i zużywającym energię na liczne potrzebne tu akty: uwagę, identyfikowanie, klasyfikowanie, filtrowanie informacji, szukanie rozwiązań problemów itd. Dzisiejsze eksperyment potwierdzają dane. intuicje Zygmunta Freuda, że Ja jest niestabilną, dynamiczną i kosztowną w sensie energetycznym strukturą. Również badania Benjamina Libeta nad wolą i sprawczości pokazują rozciągniętą w czasie dynamikę owego centrum zwanego tradycyjnie wolą. Również dynamiczny model umysłu Michaela Spiveya sugeruje, że podmiot (a tym samym jego psychiczne centrum: Ja) osadzony jest podmiotu decyzji w sieci stanów probabilistycznych, w której realizowanie są do pewnego stopnia różne scenariusze jednocześnie – dominacja jednego widoczna w decyzji i wykonaniu działania nie eliminuje całkowicie scenariuszy pozostałych – ich prawdopodobieństwo w przestrzeni decyzyjnej jest wciąż większe niż zero, co brzmi paradoksalnie, lecz wyjaśnia charakterystyczną dla życia psychicznego ciągłość. Z perspektywy dynamicznej wciąż można mówić o tożsamości, lecz będzie ona samoorganizacją, pewną postacią czy porządkiem wyłaniającymi się w czasie – za każdym razem inaczej.
W procesie samoorganizacji Ja dużą rolę odgrywa pozytywne samowartościowanie. Samowiedza zakłada pewną dozę samoafirmacji. W tekście O ewolucyjnych funkcjach Ja symbolicznego: motyw samowartościowania, Constantine Sadikides, John Skowronski sugerują, że pozytywne wartościowanie samego siebie jest czynnikiem adaptacyjnym, preferowanym w procesie ewolucji. Wiąże się z aktywnością, planowaniem, optymizmem, mniejszą skłonnością do depresji itd. Występują tu mechanizmy kierowania uwagi na potwierdzanie, powtarzanie informacji potwierdzających Ja itd. Występuje ogólna tendencja do weryfikacjonizmu – to przechylenie epistemologiczne wchodzi w konflikt z krytycznym procesem gromadzenia wiedzy, co stanowi jeszcze jedna aporię tożsamości opartej na samowiedzy. Osoby skłonne do myślenia krytycznego, metod falsyfikacyjnych, sceptycyzmu często nie stosują tych postaw i technik do samych siebie. Zjawisko złamywania się etosu naukowego, rozchodzenia się zasad epistemicznych i moralnych – plaga dzisiejszej nauki – da się w dużej mierze wyjaśnić dużym naciskiem systemu tożsamościowego, domagającego się afirmującego myślenia.
Ja jest wprawdzie systemem stabilizującym, pozwalającym na ukształtowanie się bieguna, do którego odnoszone są różne własności, ale w problemie tożsamości nie chodzi o wydzielony komponent osoby, ale o całą osobę. Stąd na przykład, tak wiele dziś dociekań na temat roli ciała w utrzymywaniu tożsamości. Pojęcia tożsamości osobowej budzi filozoficzne kontrowersje. Zdaniem brytyjskiego filozofa Dereka Parfita, pojęcie to nie broni się w obliczu wielu eksperymentów myślowych. W jego miejsce Parit proponuje pojęcie ciągłości psychicznej. Tożsamość buduje się tu z fazę na fazę, ze stanu na stan. Nie obejmuje szerokich łuków egzystencjalnych. Różnice zapatrywań w tej kwestii nie są tylko prawa filozofów. Od przekonań na temat tożsamości osobowej lub jej braku zależy między innymi pojęcie odpowiedzialności, w tym odpowiedzialności prawnej i moralnej.
Wydaje się czasem, że punktem wyjścia w budowaniu tożsamości nie są doświadczenia, lecz z góry założona tożsamość idealna – ideał wypełniający spełnienia. Można pokazać ten założony model we fragmentarycznym przedstawianiu bohaterów literacki przez ich twórców. Czytelnik wypełnia brakujące miejsca. Być może stosujemy te metodę również do siebie. Daleko do rozstrzygnięcia tych wszystkich kwestii, lecz jedno jest pewne: tożsamości nie można sprowadzić ani do utożsamiana się z czymś, ani nawet z kimś (mianowicie z samym sobą), ani też do poczucia tożsamości. Jak twierdzi znany niemiecki pisarz i prawnik Bernhard Schlink w książce Wina przeszłości i współczesne prawo konieczne jest przechodzenie od poczucia winy do pojęcia winy, której najlepszym wyrazem jest prawo. Tę refleksje o winie można przenieść na szerszy problem tożsamości. Nasze poczucie tożsamości łatwo staje się ofiarą cywilizacji, w której żyjemy. Istotne jest poszukiwanie opartego na samowiedzy pojęcia samego siebie. Nie jest wcale oczywiste, czy takie pojęcie jest osiągalne; brakuje jeszcze wielu elementów, by stworzyć jego ogólny filozoficzny czy zestaw warunków, jakie musiałoby spełnić. Jest to jednak fascynujący projekt filozoficzny, o potencjalnie znacznym cięższe normatywnym: pojęcie samego siebie okaże się prawdopodobnie jakąś forma imperatywu, mówiącego o naszych zasadniczych powinnościach.
24 listopada 2022 roku, Aula Biblioteki UZ